BE BOSSIER
09.02.2023
Zaburzenia odżywiania są wśród nas – #tellyourstory
Dołącz do #bossiercommunity – zapisz się do newslettera i zdobądź wyjątkowe materiały!
Żyjemy w czasach, gdzie pogoń za idealną sylwetką stała się tak silna jak nigdy. Tysiące komunikatów mówiących o tym, jak jeść, nie jeść, wyglądać i nie wyglądać, setki komentarzy i uwag dotyczących ciała i urody. Jak to wszystko wpływa na postrzeganie i zachowania młodych dziewczyn, a także dorosłych kobiet? Jak odnaleźć się w świecie pozbawionym możliwości kochania swojego ciała? Przeczytajcie historię Natalii Konior.
Historia moich zaburzeń odżywiania zaczyna się w piątej klasie szkoły podstawowej. Mam 11 lat i siedzę spokojnie na lekcji WDŻ (wychowanie do życia w rodzinie). Co jakiś czas spoglądam w dół na moje nowe spodnie, które mama kupiła mi wczoraj w galerii. Czuję, że wyglądam w nich super. Jeszcze nie wiem, że za parę minut moje postrzeganie samej siebie zmieni się o 180 stopni. Że od tej pory już nigdy nie przestanę kwestionować swojego wyglądu. Że już zawsze będę czuła, iż jestem za gruba. Pani od WDŻ rozdała dziewczynkom ankiety dotyczące wyglądu. Miałyśmy dobrać się w pary i ocenić z wyglądu najlepszą przyjaciółkę. Czułam się pewnie, bo wiedziałam, że jestem ładna i wierzyłam, iż moja przyjaciółka też tak uważa. W ankiecie oceniałyśmy wzajemnie każdą partię ciała, mając do zaznaczenia po 5 opcji:
1) godne zazdrości
2) ładne
3) ostatecznie nie muszę się wstydzić
4) niezbyt ładne
5) do poprawienia
Teraz to czytam, to nie wierzę, że jakaś baba mogła dać do ręki taką ankietę 12-letnim dziewczynkom!
Obie z przyjaciółką wypełniłyśmy ankiety i oddałyśmy sobie do przeczytania. Uśmiechałam się, bo dostałam od niej bardzo wysokie wyniki, aż do momentu, gdy mój wzrok natrafił na kategorię „nogi”. OSTATECZNIE NIE MUSZĘ SIĘ WSTYDZIĆ. Od razu padło pytanie w mojej głowie: ale dlaczego miałabym się wstydzić? Co jest z nimi nie tak? Przecież są ładne. A dodam, że byłam bardzo szczupłym dzieckiem). Niestety myśl kurczowo się mnie trzymała. W związku z tym, gdy tylko na lekcji zrobiło się luźniej, podbiegłam do mojej przyjaciółki i zaczęłam ją gorączkowo wypytywać, dlaczego zaznaczyła tę opcję? Co jest nie tak z moimi nogami? Przyjaciółka odpowiadała mi lakonicznie, mówiąc, że wszystko z nimi ok, dlatego zaznaczyła tę opcję. Zapytałam więc, dlaczego “ostatecznie nie muszę się wstydzić”? Powiedziała, że dlatego, że nie muszę, bo są ok. Odpuściłam na tym etapie, ale zaraz na przerwie pobiegłam do łazienki (na innym piętrze, żeby nie spotkać żadnej koleżanki).
Weszłam na umywalkę, bo nie sięgałam do lustra na tyle, by widzieć własne nogi. Zaczęłam się im przyglądać. W pierwszej chwili wydawały się normalne. Ale już w drugiej dostrzegłam, że są okropne. Gorączkowo chwyciłam za wewnętrzną część ud przy pachwinie i ścisnęłam – tyle tłuszczu! Jak mogłam tego wcześniej nie widzieć! Jeszcze trzęsą się na każdym kroku! Obrzydliwe! Cała drżałam, zbierało mi się na płacz. Nie założyłam już więcej tych spodni. Całą końcówkę szkoły marzyłam, żeby być chudsza, ale nie mogłam się odchudzać, bo mama wówczas jeszcze bardzo mnie pilnowała. Bardzo znielubiłam siebie, zaczęłam zauważać, że mam grubą twarz. Z przerażeniem odebrałam to, że zaczęły mi rosnąć piersi – byłam przekonana, iż to dlatego, że za dużo jem. Na wakacjach z rodzicami tata podszedł do mnie zaniepokojony – mówił, że w nocy przez sen biłam się po udach i krzyczałam “jestem gruba”.
Aż nadeszło w gimnazjum, a wraz z nim, nowa koleżanka, która miała moim zdaniem figurę idealną. Co prawda reszta osób uważała to za niezdrową chudość, ale mnie się podobało, szczególnie, że była na dodatek ładna i szybko stała się popularna. Sądziłam, że gdybym tak wyglądała, to ludzie lubili by mnie bardziej. Z czasem stałyśmy się koleżankami, a ja zaczęłam się do niej upodabniać. Ona co prawda jadła w miarę zdrowo, ale ja postawiłam sobie za punkt honoru dojść do takiej sylwetki jak ona. Chuda figura wydawała się być remedium na wszystko.
Zaczęło się od rosołu. Powiedziałam mamie, że chcę zjeść w swoim pokoju. Gdy go przyniosła, zamknęłam się w nim. Miałam już przygotowany pojemnik śniadaniowy. Przelałam rosół do niego, po czym usiadłam przy biurku i na wszelki wypadek udawałam, że nadal jem. Później odniosłam miskę do kuchni i z uśmiechem na twarzy oznajmiłam, że było pyszne. A później poszło jak lawina. Robiłam to codziennie – chowałam kanapki po szufladach, okłamywałam rodziców mówiąc, że jadłam poza domem i okropnie się przejadłam.
Nieustannie porównywałam swoje uda do ud każdej mijanej dziewczyny. Wstydziłam się swoich krągłości, żałowałam, że jestem kobietą. Mój najdłuższy staż kompletnie bez posiłku wynosił tydzień. Po tym czasie nie byłam w stanie podnieść się z łóżka rano. Wołałam mamę, żeby mi przyniosła coś do jedzenia, bo zemdlałam z powodu “spadku cukru”. Mama już coś podejrzewała. Pewnego dnia, gdy udzielała korepetycji z angielskiego, weszłam w trakcie zajęć do pokoju. Kobieta, która siedziała obok niej wykrzyknęła: anorektyczka! Ależ ona schudła! Zaprzeczyłam, ale wyszłam z pokoju dumna jak nigdy. Czyli są efekty! Czas zaostrzyć rygor jeszcze bardziej. Spodnie już wtedy wisiały na mnie, pupa gdzieś zniknęła. Ale ja kochałam to uczucie. Nauczyłam się już zresztą “jeść” węchem – takie doznanie mi wystarczało i zaspokajało moje łaknienie. Najgorsze jednak były momenty, gdy widziałam jedzenie, np. na zdjęciach w podręczniku. Ale dziewczyna na obrazku była chuda, miała prawo jeść. Nie to co ja! Grubaska może tylko pomarzyć o jedzeniu. (Ważyłam wtedy 47 kg, przy wzroście 165).
Razem z przyjaciółką jadłyśmy waciki, żeby nie czuć głodu. Kupiłam sobie nawet tabletki na odchudzanie. Bywały jednak momenty, kiedy nie dawałam dłużej rady i coś jadłam (z ogromnym poczuciem winy). Raz na wakacjach po 3 dniach niejedzenia, zjadłam Snickersa. Uciekłam na podwórko i płakałam. Starsza koleżanka zapytała mnie o co chodzi, a ja jej powiedziałam, że bardzo się boję, że przez tego jednego batonika przytyję. Ona mnie uspokoiła, bo powiedziała, iż jeśli od jutra wrócę na dietę, to ciało tego nie zauważy. Zaczęło się “od jutra”.
Pewnego razu nie potrafiłam się już załatwić. Mimo wstydu zawołałam mamę. Zrobiła mi herbatę, ale kazała wyznać prawdę. Więc wyznałam. Strach o własne życie mnie złamał. Od tamtej pory mama mnie pilnowała. Proponowała zdrowe diety, skoro tak bardzo chcę dbać o linię. Problem na jakiś czas schował się do tyłu głowy i mimo różnych myśli, udawało mi się normalnie żyć.
Powrót nastąpił pod koniec 2 klasy liceum. Miałam już wtedy mojego ukochanego, który zawsze był bardzo szczupły, miał piękną, atletyczną sylwetkę. Zbliżał się nasz pierwszy raz. Kiedyś, na randce, niezobowiązująco spytałam go, czy chciałby, żebym schudła. Pewnie był czymś po prostu zamyślony i nie zastanawiał się nad odpowiedzią, ale ja, gdy usłyszałam z jego ust “nie wiem” pomyślałam, że widocznie chciałby żebym była chudsza, ale nie chce powiedzieć mi tego wprost. Zapamiętałam to. Po miesiącu zaczęłam przyjmować tabletki antykoncepcyjne i żyłam w strachu, że przez nie przytyję – wiele osób mnie tak straszyło. Wobec tego prewencyjnie podeszłam holistycznie do tematu.
Kupiłam tabletki na odchudzanie, zaczęłam ćwiczyć 3 razy dziennie. Zaczęłam jeść coraz mniej. Byłam nauczona jak to jest nie jeść wcale, perspektywa jedzenia 200 kcal dziennie nie wydawała się skomplikowana. Zaczęłam się ważyć codziennie i codziennie było o pół kilo mniej. W ten sposób w półtorej miesiąca schudłam 11 kg. Byłam wtedy szczęśliwa i pewna siebie jak nigdy – nawet znienawidzone biodra mi się zmniejszyły! Nadal mam w notatkach mój jadłospis na jeden dzień z tamtych wakacji:
1) śniadanie: jajko gotowane, kawa i błonnik
2) drugie śniadanie: szot octu jabłkowego
3) obiad: ryba na parze
4) podwieczorek: sok z pomarańczy
5) kolacja: zielona herbata.
Każdy zauważył moją przemianę po powrocie z wakacji i każda dziewczyna w klasie prosiła o porady dotyczące odchudzania. Nie rozumiałam, dlaczego, gdy mówiłam, że wystarczy jeść 200 kcal dziennie popatrzyły po sobie dziwnie i urwały temat. Ja sama ciągle opowiadałam ukochanemu, ile i jak jeszcze zamierzam schudnąć. A on mówił mi, żebym przestała, że mam idealną figurę, że już więcej będzie po prostu nieładnie.
Ta przygoda skończyła się na kompleksowych badaniach w klinice. Anemia i różne braki składników we krwi. I ja, leżąca bez sił w moim pokoju. Ale, co jeszcze gorsze, całkowicie zadowolona z siebie. Wtedy już wszyscy mnie pilnowali – mama, tata, mój chłopak i później narzeczony, przynoszący mi wszystkie moje ulubione łakocie.
Oczywiście, przez to ostatnie, waga wróciła i przytyłam. Dodatkowo, rok później miałam operację w szpitalu i przez leczenie sterydowe przyszłam do szpitala ważąca 55 kg, a wyszłam z 75 kg. Od tamtej pory panicznie uciszam wewnętrzny głos, który błaga o poważne odchudzanie na nowo i kusi mnie każdego dnia. Nie zaprzeczam, pewnie byłoby dobrze trochę zrzucić. Tylko, że ja nie potrafię stosować się do zdrowych diet, daję radę tylko z radykalnymi. Muszę czuć, że coś się dzieje. Gdybym miała powiedzieć, co mogłoby mi pomóc – szczerze? Nie wiem czy taka rzecz istnieje. Próbowałam u terapeuty, próbowałam u dietetyka. Ale ja zawsze popadam w skrajności. Albo jem za dużo, albo prawie wcale.
Natomiast co doradziłabym wszystkim dookoła? Uważajcie na to, co odpowiadacie, gdy jakaś osoba z pozoru bez kontekstu pyta, co sądzicie o jej wyglądzie. Gdy ktoś wspomina o tym, że jest za gruby i zbywa to śmiechem, nie ignorujcie tego, tylko zaprzeczcie. Nigdy nie wiecie, czy nie trafiliście właśnie na wrażliwą osobę. Być może to nie jest dystans do siebie, tylko ciche pytanie: “czy nie jestem za gruba?”. Nawet jeśli koleżanka jest pulchna, zapewnijcie ją, że wygląda pięknie. Podajcie przykład jakiejś znanej osoby o podobnej sylwetce.
Tylko uważajcie: jeśli najpierw palniecie coś bez przemyślenia, później wszystkie słowa będą już na darmo, bo takie zaburzenia zostają z tyłu głowy na całe życie. Moja historia rozpoczęła się 10 lat temu i nadal trwa. Do dziś wstydzę się w miejscu publicznym zjeść batonika, bo boję się, że ktoś mi powie, że jestem za gruba, żeby jeść takie rzeczy. Jest mi łatwiej dzięki ogromnemu wsparciu mojego męża, który otwarcie kocha każdy centymetr mojego ciała i codziennie kilkakrotnie mówi mi, jakie ma szczęście, że ma taką piękną żonę. Tylko dlatego przetrwałam od liceum bez drastycznych diet. Oczywiście, myśli o tym ciągle za mną chodzą, ale czuję się na tyle kochana i akceptowana, że na razie udaje mi się je odegnać.
Tekst: Natalia Konior
DOŁĄCZ DO NAS
I ZYSKAJ DOSTĘP DO WYJĄTKOWYCH TREŚCI
DOŁĄCZ DO NAS
I ZYSKAJ DOSTĘP DO WYJĄTKOWYCH TREŚCI