Dołącz do #bossiercommunity – zapisz się do newslettera i zdobądź wyjątkowe materiały!
I żyli długo i szczęśliwie… – czy nie takiego podsumowania oczekujemy myśląc o udanym związku? Socjalizowane bajkami Disneya, skoncentrowane na uwodzeniu, zdobywaniu, przełamywaniu lodów, wiemy że dążymy do momentu, w którym razem z wybrankiem czy wybranką spojrzymy sobie w oczy i będziemy wiedzieć na pewno, że chcemy spędzić ze sobą resztę życia. Marzymy o bezterminowej miłości, nawet gdy świat dookoła głośno przekonuje, że “ever after” to trudna do spełnienia bajka. Poznajmy wizję Bogusi Sobiczewskiej, podcasterki i twórczyni internetowej.
Statystyki są bezlitosne: 30% małżeństw się rozpada. Najwięcej w ciągu pierwszych pięciu lat po ślubie i z powodu niezgodności charakterów. Ale przecież małżeństw zawieramy coraz mniej, a te badania nie uwzględniają rozpadu stałych relacji nieformalnych!
Czy związki mają zatem termin przydatności? A co, gdybyśmy od razu przyjmowały założenie, że łączymy się w pary na czas określony?
Skoro na związek czy małżeństwo decydujemy się u progu dorosłego życia, czyli w okresie między dwudziestką a trzydziestką, to powinnyśmy uświadomić sobie, że w jego trakcie wiele czynników będzie się zmieniać. Będziemy ewoluować jako ludzie – uczyć się nowych kompetencji, rozwijać społecznie i duchowo. Określać swój światopogląd i wartości. Poza tym, konieczne będzie wcielanie się w nowe i zupełnie różne role: partnerów, współlokatorów, kochanków, profesjonalistów w swoich dziedzinach, przyjaciół i znajomych, a może także rodziców. Tutaj czeka nas jeszcze wiele podról, bo czym innym jest bycie rodzicem dwulatka, a czym innym licealisty i młodego dorosłego. Na tej drodze będziemy przeżywać fascynacje i rozczarowania, będziemy bardzo zaprzątnięte bieżączką, będziemy polegać na związkowym autopilocie, który – choć wygodny – może powodować wiele paskudnych skutków ubocznych.
Poza tym, w naszych indywidualistycznych czasach, zdajemy się oczekiwać że partner_ka zapewni nam to wszystko, czego kiedyś jednostce dostarczała cała wioska. Chcemy od ukochanej osoby poczucia przynależności, tożsamości, bezpieczeństwa, rodziny i ciągłości. Dodatkowo pragniemy tajemnicy i transcendencji, co ma odzwierciedlenie między innymi w wierze, że oto spotkaliśmy swoją bratnią duszę, osobę nam przeznaczoną. Jak upchnąć to wszystko w związku dwóch osób, obciążonych jeszcze dodatkowo własnym ekosystemem rodzinnym i wychowawczym, swoimi doświadczeniami i całą masą drobiazgów, które mogą rozwalić tę konstrukcję jak domek z kart?
Moja ulubiona psychoterapeutka par Esther Perel mówi, że człowiek w ciągu swojego życia doświadcza kilku poważnych związków. Czy zatem niemożliwe jest stworzenie udanej relacji “do grobowej deski”? Oczywiście że jest! Tylko że my, zmieniając się, przeżyjemy te różne związki z jedną osobą. To jest ogromne wyzwanie, które wymaga dużo uważności, dobrej woli i komunikacji.
Póki jeszcze silne jest konserwatywne podejście do ról społecznych (tak, tak, Ty też mu ulegasz, nawet jeśli bardzo się bronisz!), większość związków będzie trzymać się razem. Także dlatego, że lęk przed zmianą potrafi być większy niż potencjalna ulga z rozstania. Mamy w głowach masę argumentów racjonalizujących trwanie w wypalonych relacjach: przyzwyczajenie, wstyd, brak jakiegoś przygniatającego argumentu jak niewierność czy przemoc; wreszcie wspólnota majątkowa (kredyt) czy argument najcięższego kalibru: dzieci. Ile razy słyszałaś, że dla dobra dzieci wręcz należy się poświęcać? Nie dyskutuję z troską o dobro małoletnich, ale mam wrażenie – także bazując na własnym doświadczeniu – że często wygodnie się tym zasłaniać. Nawet jeśli tak naprawdę nie mamy pojęcia jaki wpływ rozstanie rodziców będzie mieć na dzieciaki.
A prawda jest taka (badania psychologiczne to potwierdzają), że dzieci doskonale wyczuwają napięcia między mamą i tatą, więc trwanie w klinczu wcale ich nie chroni. Dobre poukładanie rozwodu zdejmuje z nich ogromny ciężar i pozwala czerpać z nowej sytuacji, która często odkrywa wiele nowych korzyści.
A skoro jesteśmy przy “projektowaniu” rozstania – czy to jest w ogóle możliwe? Tu znowu mogę się odwołać do własnej historii. Decydując się na rozpoczęcie życia solo, przeszłam oczywiście cały proces zaprzeczania i racjonalizowania. Mnie, dojrzałej osobie zajęło 4 lata, żeby postawić na siebie i podjąć najodważniejszą decyzję życia. Wiedziałam jednak, że rozwód nie może przekreślić 24 lat małżeństwa – bo ono miało też swoje blaski i dobre etapy. Wiedziałam, że negując ten wspólny czas i żałując go, pozwoliłabym na powstanie ziejącej dziury w moim – i mojego byłego męża – życiorysie.
Oczywiście zamknięcie tak ważnego etapu życia nie jest łatwe i wymaga dużo spokoju i dojrzałości. Oboje wiedzieliśmy, że niezależnie od tego nadal będziemy rodziną. Z pewną dozą brawury założyliśmy, że może kiedyś nawet uda nam się wypracować przyjazne relacje. Ale żeby do tego doszło, potrzebny był fokus na zachowaniu godności – strony opuszczającej i strony opuszczanej. Minęły trzy lata i ten scenariusz nadal się sprawdza. Najfajniejsze jest poczucie, że naszym znajomym dajemy przykład tego, jak elegancko i sympatycznie można się rozwieść. Oboje doceniamy teraz tę zmianę i nowe życia, a nasze dzieci cieszą się mając spokojnych rodziców – nawet osobno.
Czy zatem warto kurczowo planować związki na całe życie? Zaryzykuję twierdzenie, że lepiej nie. Gdybyśmy przyjęli, że parę tworzymy na 5-10 lat, to ileż bardziej staralibyśmy się utrzymać temperaturę relacji! Z perspektywy czasu myślę, że taki ograniczony czasowo “kontrakt” przede wszystkim pozwoliłby nam określić własne potrzeby oraz przewidywany wkład we wspólne szczęście. Cóż, romantyzm i gwałtowne porywy serca prowadzą częściej do złych decyzji. A aktualna wiedza o człowieku i zdobycze psychologii przekonują, że im więcej jasnych zasad i ustaleń, tym większe szanse na udane pożycie. W związkach rzadko cokolwiek się samo “układa”.
Kiedy więc następnym razem ktoś z Twoich bliskich ogłosi decyzję o rozstaniu, zamiast automatycznie współczuć i biadolić – pogratuluj odwagi. Małżeństwo nie powinno trzymać się na szwach kościelnych i urzędowych przysiąg czy pod presją środowiska. Daleka jestem od pochwalania nieprzemyślanych decyzji matrymonialnych – w jedną lub drugą stronę. Ale myślę, że społecznie i kulturowo jesteśmy już gotowe przepracować narrację wokół zawierania i kończenia relacji. Dla mnie samej myśl, że spotykamy na swojej drodze osoby odpowiednie tylko dla tego określonego czasu – jest bardzo odświeżająca.
Autorka: Bogumiła Sobiczewska
Twórczyni internetowa i podcasterka normalizująca kobiecość “w pewnym wieku”, propagująca swobodne podejście do ciała, seksualności i relacji. Doświadczenie zdobywała w mediach, instytucjach kultury oraz firmach technologicznych i marketingowych. Jest mentorką w programie akceleracyjnym Google for Startups, działa w Stowarzyszeniu Startup Founders, a w wolnym czasie pasjonuje się świadomą modą.
DOŁĄCZ DO NAS
I ZYSKAJ DOSTĘP DO WYJĄTKOWYCH TREŚCI
DOŁĄCZ DO NAS
I ZYSKAJ DOSTĘP DO WYJĄTKOWYCH TREŚCI