Dołącz do #bossiercommunity – zapisz się do newslettera i zdobądź wyjątkowe materiały!
Pisząc to z perspektywy minionego roku, jestem wdzięczna za swoją znienawidzoną niegdyś tendencję do pracoholizmu. Tak, brzmi to dziwacznie, ale praca naprawdę uratowała mi życie. W pewnym momencie wszystko co mnie otaczało, rozpadło się na najdrobniejsze części. Choć usilnie chciałam je pozbierać, posklejać, ułożyć na nowo, były to części, których ostatecznie nie udało się złożyć. A to doprowadzało mój organizm – psychicznie i fizycznie – do tragicznego stanu. Pozwólcie, że wezmę Was w drobną podróż po wewnętrznych smętach, ale i motywacjach.
Nie wiem czy miałyście kiedykolwiek złamane serce, ale jeśli tak – ogromnie współczuję i podziwiam. Ze środy na piątek, runęła cała moja przyszłość, wszystkie plany i właściwie wszystko, co mnie otaczało i miało otaczać. Wpadłam w sidła takiego załamania, że bliscy realnie martwili się o to, czy będę w stanie normalnie funkcjonować. A mowa tutaj o najbardziej podstawowych potrzebach. Praktycznie nic nie jadłam, całe dnie płakałam, a ze stresu dostawałam drgawek. Musiałam sięgnąć po naprawdę mocne leki, które pozwalały przespać mi chociaż trzy, cztery godziny w ciągu całego dnia. W dwa miesiące schudłam około piętnastu kilo, mając i tak niedowagę. Przestałam całkowicie oglądać filmy, słuchać muzyki i cieszyć się z czegokolwiek. Każdy dzień zaczynałam od ataków paniki, zmuszałam się do wyjścia do pracy, a gdy tylko wracałam z biura – koszmar emocjonalny zaczynał się od nowa. Gdyby tego było mało, miałam do napisania dwie ogromnie ważne prace – a byłam pewna, że mogę pożegnać się z wizją dyplomów ukończenia kierunków. Czułam się koszmarnie, wyglądałam jak cień człowieka i tak bardzo trzymałam w sobie nadzieję, że zaczęłam kompletnie zatracać siebie. Jednak w pewnym momencie usłyszałam bardzo ważne słowa – że im bardziej o kimś się myśli, tym bardziej jest on wyśniony. Wtedy dotarło do mnie, że kurczowo trzymałam się jakiejś wizji przeszłości, która okazała się być oparta na totalnej obłudzie. A słowa własnego ojca, który ze łzami w oczach zaczął mną potrząsać, błagając o to, żebym nie spieprzyła sobie życia, bo nie chce stracić córki, zostaną w mojej głowie na zawsze.
W całym tym procesie płaczu, drgawek, stresów i niekończących się rozmów (nawet samej ze sobą), miałam jednak jeden niezwykle stały element, który zależny był tylko i wyłącznie ode mnie – pracę. Oliwia towarzyszyła mi od samego początku tej prywatnej tragedii i wtedy powiedziała mi – nie pozwoli, żebym utraciła wszystko na co tak ciężko pracowałam ostatnie lata. Czułam ogromne pokłady poczucia odpowiedzialności, ale przede wszystkim, bycia potrzebną, chcianą i lubianą. A uwierzcie, że gdy zderzacie się z tym, że ktoś Was w jakiś sposób już nie chce – uderza to ekstremalnie mocno w sam środek samooceny.
Przychodziłam więc codziennie do biura, oczywiście pracując mniej wydajnie niż mam to w zwyczaju, ale nie poddawałam się. Właściwie to przechodziłam parę różnych faz – fal płaczu przed włączeniem laptopa, fali płaczu w trakcie pracy, a nawet przy zakładaniu kurtki, nagłej potrzeby zadawania miliona pytań i oczekiwania, że ktokolwiek będzie mi w stanie na nie odpowiedzieć, a także kilkuminutowych przerw na spacer. Domyślam się, że nie byłam najprostszym współpracownikiem – bo jak rozmawiać z kimś, kto po kostki utkwiony jest w rozpaczy i poczucia bycia beznadziejnym? Jedyne co potrafiłam wtedy robić to płakać, maniakalnie krytykować siebie i wychwalać w niebiosa osobę, dla której przestałam istnieć.
Jednak mając w głowie zakaz poddania się, a było kilka momentów, w których zaprzeczałam każdej części siebie – od wyglądu, przez cechy, przyzwyczajenia i osobiste plany, postawiłam sobie za cel, aby dalej siebie rozwijać i nie zawieść osób, którym tak bardzo na mnie zależało. Wiedziałam, że pracuję nad ekstremalnie ważnym dla mnie projektem, z osobą, która od pierwszego spotkania zauważyła we mnie ogromny potencjał. Każdy, nawet najmniejszy sukces, świętowałyśmy razem. Gdy zauważyłam, że powroty do mieszkania są dla mnie zbyt bolesne, przerzuciłam całą swoją uwagę na pracę. Ok, teraz może część z Was nerwowo zmarszczyła brwi w geście niezgody na sporą ilość pracy – ale w tamtym momencie nie byłam w stanie odszukać balansu i to właśnie to rozwiązanie, okazało się być dla mnie najlepsze.
W końcu zaczęłam zauważać, że hej, naprawdę jestem wartościową laską i ludzie mogą lubić mnie za to jaka realnie jestem, a nie za to, jaka chcieliby żebym była. Słyszałam mnóstwo miłych słów – od Oliwii, od dziewczyn z pracy, od czytelniczek Bossier i dziewczyn obserwujących ossier, od rodziny, przyjaciół i dalszych znajomych. Wtedy usłyszałam kolejne słowa, które wzięłam sobie głęboko do serca – czy gdybym tak całkowicie dopasowała się do oczekiwań drugiej osoby, czy w ogóle byłabym sobą? Czy czułabym się komfortowo, próbując przejąć osobowość i sposób myślenia drugiego człowieka? Oj nie. Nie muszę zmuszać się do niczego, żeby sztucznie robić z siebie ideał. Ostatecznie, to dzięki pracy poczułam, że znowu mogę wrócić na swoje tory, mając ten jeden stały element w swoim życiu.
Wróciłam do podróżowania i wcale nie potrzebowałam do tego żadnego partnera. Właściwie to pobiłam swój rekord życia w ilości miejsc, które odwiedziłam – a właściwie na każdy z nich jechałam z zupełnie innymi osobami. Zaczęłam chodzić na imprezy, spotykać się z koleżankami, które przerodziły się w przyjaciółki, uprawiać sporty i skupiać się na sobie. Tak jak nigdy – z psychologicznego, emocjonalnego, społecznego i fizycznego punktu widzenia. Powróciłam do swojej największej miłości – muzyki. Znajomi, a nawet obce osoby poznane gdzieś przypadkowo na imprezie, proszą mnie o moje playlisty. To prawie jak wyznanie miłosne.
Czy teraz jestem szczęśliwa i czy już wiem jak przetrwać zerwanie? Tak. Choć była to ciężka podróż, której ciężar i tak na sobie jeszcze odczuwam. Nauczyłam się samej siebie, poznałam dziesiątki nowych osób, wróciłam do starych przyjaźni i nawiązałam nowe, trafiłam do cudownej psychoterapeutki, która pokazała mi zupełnie inne spojrzenie, wyrzuciłam z siebie paskudne zachowania i przyzwyczajenia, nauczyłam się mnóstwa nowych przepisów, podjęłam sporo ekstremalnie dorosłych decyzji, zaczęłam realizować swoje stare marzenia i potrzeby, znowu poczułam, że żyję totalną pełnią życia. Pamiętajcie, że nawet z najgorszych przeżyć, można wiele wynieść.
Chodząca organizacja i poukładanie, ale także miłośniczka mody, minimalistycznego stylu i estetycznych feedów. A także psycholożka, lubująca się w angażujących i długich rozmowach.
Zakupoholiczka, która kupuje książki, jak kupować mniej. Uwielbia romantyzowanie praktycznie każdej chwili w życiu.
DOŁĄCZ DO NAS
I ZYSKAJ DOSTĘP DO WYJĄTKOWYCH TREŚCI
DOŁĄCZ DO NAS
I ZYSKAJ DOSTĘP DO WYJĄTKOWYCH TREŚCI