RELATIONSHIPS
01.02.2024
OnlyFans, OnlyHajs – choose your fighter
Dołącz do #bossiercommunity – zapisz się do newslettera i zdobądź wyjątkowe materiały!
Niebieskie logo. Zanim dorosłam, pierwsze co bym pomyślała: Twitter. Teraz: OnlyFans. Nie chciałam dorastać. Upadek społeczeństwa? Standardów? “Każda praca zasługuje na szacunek” czy powszechna akceptacja patologii? O tym w dzisiejszym tekście. Uwaga: kontrowersja alert.
*W tym artykule skupiamy się wyłącznie na pracy na sex kamerkach oraz platformach typu OnlyFans. Nie nawiązujemy do sex workingu w postaci prostytucji.
Żadna praca nie hańbi. Przynajmniej w teorii. Bo, naszym zdaniem, praca na sex kamerkach już tak. Na własne życzenie utworzyliśmy kolejną przestrzeń na promowanie tak mocno już rozwiniętej w sieci patologii. Serwisy pornograficzne to jedno, a OnlyFans drugie. Dlaczego OF jest tak szkodliwy? Drastycznie skraca drogę do uzyskania dostępu do nacechowanych seksualnie treści, jednocześnie nie niosąc za sobą ryzyka ściągnięcia na urządzenie przysłowiowych “wirusów” od napalonych mamusiek w Twojej okolicy 🙂
Konta na OF zakładają często influencerzy – co jest wręcz majstersztykiem marketingowym. Mając już zbudowaną zaangażowaną społeczność na innych portalach społecznościowych, poszerzają obszar swoich działań w Internecie o “owoc zakazany” wśród platform internetowych. Bo nie oszukujmy się – seks i nagość klikała się, klika się i będzie się klikać. Zwłaszcza wśród tej młodej grupy odbiorców, której, paradoksalnie, te treści mogą wyrządzić najwięcej krzywdy.
Mało który napalony 18-latek faktycznie zadzwoni po prostytutkę. Dużo łatwiej wykupić dostęp do konta osoby, którą jeszcze kilka lat temu oglądało się w śmiesznych filmikach na YouTube. Ciekawość tego “ekskluzywnego” contentu też gra tu dużą rolę. Stara zasada marketingu: wywołaj poczucie niedostępności i wyłączności. Brawo, udało się.
Wstawiając zdjęcia na OF, Twoje ciało staje się produktem – pewnie część z Was pomyśli, że urwałyśmy się z zakonu z tym poglądem. Nasza reakcja: light work, no reaction. Zdania nie zmienimy. Bo jak inaczej można nazwać możliwość wykupienia subskrypcji na (pół)nagie zdjęcia niż sprzedawaniem swojego ciała?
To bardzo prosty sposób zarobku – tak naprawdę bez względu na Twój wygląd, bo ile ludzi, tyle preferencji dotyczących wyglądu. Jest to też wygodna praca, bo mówiąc wprost: nie musisz z nikim faktycznie uprawiać seksu. Nie ryzykujesz też… złapaniem choroby wenerycznej. Kolejna zaleta: nie wymaga to tak dużych nakładów czasowych jak praca na etacie – stawki za treści można ustawić totalnie pod siebie, także to, ile zarobicie też nie jest narzucone z góry. Odliczcie tylko 20% prowizji i jazda.
Tylko, żeby nie było, że nie ostrzegałyśmy: istnieje ryzyko stracenia godności oraz szacunku – swojego i innych. A, no i przyjemności z seksu, intymności w relacji, a także szansy na zdrowy związek.
Ale jak, halo? Co ma do tego związek, seks i intymność? Już mówimy. Seks staje się obszarem kojarzonym stricte z pracą – włącza się myślenie o monetyzowaniu . A zdrowy związek? Wyobraźcie sobie, że po kilku miesiącach bycia w związku dowiadujecie się, że Wasz partner_ka udostępniał kiedyś zdjęcia i nagrania ze swoim nagim ciałem – w tym treści dedykowane fetyszom, o których nawet nie śniło się Waszym filozofom.
Wielu twórców internetowych zaczyna traktować OnlyFans jako kolejny szczebel drabiny mediów społecznościowych. Najpierw Insta, potem TikTok, a na końcu: napalona influencerka w Twojej okolicy. Not gonna lie, jest to swego rodzaju downgrade. Zapytacie: czemu oni to robią? Odpowiedź jest prosta: jak niewiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze. Pieniądze wpływają na konto – tylko szkoda, że są to też pieniądze, które babcia dała swojemu kochanemu wnuczkowi na święta. A miało być na gazetkę…
Mówi się, że młodzi ludzie są jak gąbka: chłoną wszystko. To wyobraźcie sobie, jaki wpływ, na dopiero kształtującą się tożsamość, ma normalizowanie tworzenia treści seksualnych przez osoby, które zasłynęły w internecie z czegoś zupełnie innego. “Skoro ona mogła, to czemu ja nie mogę?” – no możesz, ale czy warto promować patologię? Najwidoczniej warto. Tylko za jaką cenę? No właśnie, “cenę” – słowo klucz.
Podsumujemy to krótko i na temat: stop making stupid people famous.
Zdjęcie główne: Pinterest
Kim jest redakcja BOSSIER? To kobiecy skład, w którym każda jest zupełnie inna. Łączy nas jednak podobny światopogląd i chęć szerzenia tych samych wartości, bo wierzymy, że takich osób jak my, jest jeszcze więcej!
Dzięki zestawieniu tylu światów i osobowości jesteśmy przekonane, że każda z Was odnajdzie w BOSSIER coś dla siebie i będzie mogła utożsamić się z nami.
DOŁĄCZ DO NAS
I ZYSKAJ DOSTĘP DO WYJĄTKOWYCH TREŚCI
DOŁĄCZ DO NAS
I ZYSKAJ DOSTĘP DO WYJĄTKOWYCH TREŚCI