Dołącz do #bossiercommunity – zapisz się do newslettera i zdobądź wyjątkowe materiały!

Nie mogę myszeczko pozdrawiać dzisiaj

Czyli pogadajmy o żugajkach. Zapewne większość z Was słyszała o samej Julii Żugaj. Influencerka swoją internetową karierę rozpoczęła od Teamu X i mimo że w samym teamie już nie jest, jej popularność, a raczej fenomen tej popularności, to dosłownie temat na osobną książkę. My postaramy się streścić to w 4 tysiącach znaków.

Fandom czy sekta?

Trochę jesteśmy too old for this shit, więc wcale nie było nam łatwo zrozumieć cały wątek żugajkowy – but we made it. W dużym skrócie: drama goni dramę. Jak każdy większy influencer, Julia Żugaj ma swój fandom – żugajki, który bije rekordy popularności wśród dziewczynek w wieku 7-15 lat. Przez osoby nienależące do niego jest głównie wyśmiewany i nazywany sektą. Absurdalne oddanie influencerce, dawanie cichego przyzwolenia uprzedmiatawianie fanów (rozwiniemy w dalszej części tekstu) i cykliczne wewnętrzne rozłamy wśród żugajek mówią same za siebie.

Tak, wiemy, że praktycznie każdy większy influencer zrzesza grupę fanów, która dla swojego idola zrobiłaby wszystko. I wiecie co? Już tu zaczyna się problem – bo z perspektywy fana, tak właściwie nigdy nie możemy mówić o jego sympatii względem danego twórcy, a względem własnego wyobrażenia o nim. Twórca w internecie kreuje swój wizerunek na taki, jakim chce go kreować. Pokazuje to, co chce pokazać. Nawet w przypadku wysokiej częstotliwości wrzucania treści, każdy post, każdy tiktok, każde story jest selektywnie dobrane i nie pojawia się przypadkowo. „Ale przecież Julka jest taka naturalna i spontaniczna” – nie, nie jest. Chce, żebyś ją taką odbierała. I najwidoczniej jej się to udaje.

Eksperyment społeczny

Aż chciałoby się powiedzieć: „kiedyś tego nie było, to jest dopiero teraz”, bo „za naszych czasów” spotkania z influencerami nie były nigdy aż tak uformowane. Jeśli zastanawiasz się, jak wygląda meet and greet u Julii Żugaj – już Ci mówimy. Chcesz nagrać tiktoka? Maksymalnie 15 sekund, z jednym z narzuconych dźwięków. Zdjęcia możesz zrobić 4, w tym jedno instaxem. Chesz powtórzyć to, na którym źle wyszłaś? Okej, ale usuń poprzednie. A, i koniecznie przy Julce i Kamilu, którego postaci, a tym bardziej jego obecności na tych spotkaniach nadal nie zrozumiałyśmy. (źródło: https://www.tiktok.com/@juliazugaj.forfun)

Cały fenomen Julii Żugaj przybiera pomału formę jakiegoś eksperymentu społecznego – to pierwsze, co nam się nasuwa, widząc absurdalne zasięgi i zasady, które nawet nie zrażają uczestników tej farsy. Od influencera, który kreuje swoje treści do dzieci, czyli do naprawdę bardzo młodej i bardzo nieukształtowanej publiki, wręcz wymagałoby się wzięcia odpowiedzialności za swoje czyny. W końcu nam, dorosłym, odmówienie pozdrowień przez twórcę X, nie zrobi takiej wyrwy na psychice, jak 11-letniej dziewczynce, która dzień w dzień, sukcesywnie mitologizuje pewną internetową postać i z obsesji na jej punkcie zrobiła swoje nowe hobby. Dopasowujmy przekaz do odbiorcy.

Gdzie są rodzice?

Money, money, money by ABBA playing in the background. Tworzenie contentu dla dzieci to jedno, ale monetyzowanie go w świadomy, wręcz wyrachowany sposób – to drugie. Bo w końcu jak inaczej nazwać określanie konkretnych zasad spotkań meet and greet, które zakrawają o mechaniczne i przedmiotowe podejście do fanów? Przy tak dużej i wiernej społeczności, wręcz WYPADA wyjść fanom na przeciw i okazać wdzięczność w postaci poświęconego czasu. I nie, nie będziemy słuchać tłumaczeń „to dlatego, żeby wszyscy zdążyli”. Można to obejść – podzielić fanów na godziny, limitować wejścia, częściej organizować spotkania. Ale pomysły na udoskonalenie spotkań zostawmy może osobom od PR’u.

Zastanawia nas jedno: gdzie w tym wszystkim są rodzice? Dlaczego opłacają dzieciom obozy z influencerką, która intencjonalnie żeruje na naiwności młodych dziewczynek, grając im na emocjach? Dlaczego nie kontrolują treści mitologizujących Julię Żugaj, które ich dzieci, zarówno konsumują, jak i publikują? W erze naszego niepojętego uwiązania do internetu, które rośnie z pokolenia na pokolenie, wysyłając dziecko na obóz skupiony właśnie na podsycaniu zainteresowania wokół internetowej kreacji człowieka, robisz krzywdę temu dziecku. Zapisz je na obóz taneczny, siatkarski, konny – na pewno wyciągnie z niego więcej niż z turnusu żugajek. No chyba że nad wyraz cenisz umiejętność odtwarzania układów z TikToka i pozwalasz, aby Twoje dziecko wkręcało się w internetowe dramy wokół sztucznie wykreowanej osobowości w sieci.

zdjęcie główne: @juliazugaj

źródło zrzutu ekranu: https://www.tiktok.com/@juliazugaj.forfun